Ludzkość

Listopad 2014


                         L  u  d  z  k  o  ś  ć
       
   Refleksje autora zaniepokojonego losami ludzkości



Zgodnie ze współczesną wiedzą zarówno cały kosmos, jak i przyroda na naszej Ziemi, jest dziełem ewolucji. Pogląd, jakoby Stwórca powołał do istnienia rzeczywistość materialną w sposób jednorazowy, jedną decyzja, nawet w świetle Biblii (Genesis) , jest anachronizmem  i chyba jedynie jakiś zapiekły kreacjonista wyznaje taki pogląd. Dotąd nie znaleziono żadnego śladu życia organicznego w Kosmosie  poza Ziemią więc należy przyjąć, że życie istnieje tylko na naszej Ziemi. Jeśli Kosmos powstał droga ewolucji, począwszy od Osobliwości i życie powstała na Ziemi drogą ewolucji, a Kosmos jest tworem dynamicznym i nadal ewaluuje (ekspanduje), to należy przyjąć,  że i życie na planecie będzie dalej ewaluowało. Tyle tylko, że nie w postaci dalszego doskonalenia, czy zmienności przyrody, a w postaci „socjologicznej”.

Jak się przypuszcza, pierwsze narzędzia, jakimi zaczął posługiwać się człowiek, datuje się na dwa i pół miliona lat. Należy przyjąć, że jest to też data początku  kształtowania się świadomości ludzkiej, a więc obrazu samego siebie w swoim umyśle. Pewnie i wtedy pojawiła się potrzeba porozumiewania się głosem, a więc powstawał język. Pierwszy pochówek zmarłego pobratymca, to już uczłowieczenie pierwotnej istoty hominida. Ewolucja społeczna, a więc socjalizacja, trwa więc dwa i pól miliona lat. Pobieżny wgląd w ewolucję społeczną oraz demograficzną  świadczy, że toczy się ona w prawdziwie postępie chyba geometrycznym. W tempie przyspieszonym narasta populacja ludzka. Tak narasta, jak kolonia bakterii w zarażonym organizmie. Jeżeli brak jest hamulca, to taka kolonia zawłaszcza organizm, „zjada” , zabija go oraz sama z nim ginie. Ten mechanizm widać wyraźni, bo proces chorobowy trwa na tyle krótko, że daje się go obserwować oraz zdefiniować. Podobnym mechanizmem rządzi się ewolucja innych populacji przyrodniczych, np. szarańczy. Gdzieś w głębi kontynentu, z nieznanych przyczyn, narasta populacja, zjada dostępne zasoby, zawłaszcza kolejne tereny,  aż do dewastacji całych wielkich obszarów. Z braku pożywienia, wyjedzonego przez plagę owadów, sama ginie. Na takiej zasadzie znane są pewnie z Biblii t. zw. plagi egipskie. Opisane tu pobieżnie zjawisko, jak widać po naszej populacji ludzkiej, dotyczy i człowieka. Naukowcy dopiero od niedawna biją na alarm, dopiero niedawno „zauważyli” ten mechanizm dotyczący nas samych. Jesteśmy więc dla naszej Ziemi „chorobą”, czy „plaga”. Widać to wyraźnie.

W tempie przyspieszonym zużywamy zasoby, w tempie przyspieszonym zatruwamy Ziemie toksynami, pochodnymi ludzkiej działalności, gazami cieplarnianymi, odpadami przemysłowymi, śmieciami i czym się tylko da. Morza i inne akweny przekształcamy w zbiorniki  ścieków. Zawłaszczamy oraz kolonizujemy coraz to  większe obszary, odbierając je naszym „braciom mniejszym”. Nasze miasta, do niedawna te największe , imponowały swoją wielkością w granicach rzędu kilku milionów. Obecnie są to już nie miasta, lecz „państwa”  kilkunastu milionowe, większe, niż niejedno państwo narodowe.

W tempie przyspieszonym  wymierają gatunki zwierząt i roślin. Bo my czynimy „ziemie sobie poddaną”.  To co potrzebne nam,  eksploatujemy, to co zawadza, usuwamy. Są to już truizmy znane wszystkim.  Ludzkość grzeszy. Grzeszy przeciwko naszym „braciom mniejszym”, przeciwko przyrodzie zielonej, a przede wszystkim przeciwko przyszłym pokoleniom, skazując je na to samo, na co skazuje bakteria swoje „dzieci” oraz gospodarza, którego zaatakowała.  Niedługi jest czas, gdy ziemię zaludni 20, 30 potem 50 miliardów osobników, zgodnie z biblijnym nakazem „idźcie i rozmnażajcie się”. Wtedy nastąpi katastrofa. Taka, jak spotyka kolonie bakterii, czy populację szarańczy, która opanowała teren. I taka, jaka spotyka np. kolonie raf  koralowych, które narastały przez miliony lat i bawią swoim urokiem turystów, są skarbem przyrody,  ale które ulegają w szybkim tempie obumieraniu z powodu ludzkiej działalności. Obumarłe, nie są zdolne do odrodzenia w czasie dalszej egzystencji ludzkości. 

Jeżeli przyjmiemy, że ewolucja Kosmosu, przyrody i ludzkości  to mechanizm, jakim posłużył się Stwórca 
w swoim dziele stworzenia, to albo założył chwilowość egzystencji ludzkiej  i uruchomił świadomie  mechanizm samozniszczenia, lub może dał człowiekowi do dyspozycji mechanizm obronny?  Może owe „czynienie poddaną” należy rozumieć : „czyńcie sobie użyteczną”?  a owe „idźcie i rozmnażajcie się” należy rozumieć „uczyńcie …swoim mieszkaniem”?  A ów mechanizm obronny, to nic innego, jak ludzki intelekt, który wykorzystujemy niezgodnie z jego przeznaczeniem?  Ma nam służyć do  „czynienia poddaną”, ale i do kontroli samorozwoju. Dopiero od niedawna zapoczątkowano proces kontroli takiego samorozwoju. Czy ludzkość zdąży taki proces z powodzeniem wdrożyć, zanim nie będzie za późno, skoro rządzi się raczej emocjami, niż racjami? Od 70 lat stoimy na pograniczu użycia „bomby atomowej”. Może użycie jej, to powtórzenie efektu Sodomy i Gomory? Jak zatem opanować emocjonalne sterowanie historią?  Recepta jest  jedna. Zahamować rozwój ludzkości i ograniczyć generalnie, to co określa się  „spożycie”. Ani jedno, ani drugie nie jest w pełni możliwe, ale niezbędne.

Pytanie jest, jak tego dokonać? Wzmożona rozrodczość w krajach t. zw. trzeciego świata jest niezbędna. Kto utrzyma starych rodziców, gdy zabraknie liczniejszego potomstwa.? W naszym kręgu kulturowym wypracowano t. zw. ubezpieczenie emerytalne. Trwało to instytucjonalnie  dziesiątki lat, cywilizacyjnie setki lat. Społeczeństwa musiały uledz kapitalizacji i przeobrażeniom , by wytworzyły się mechanizmy zabezpieczenia bytu na starość. Potrzeba dziesiątek, czy wręcz setek lat, by takim przeobrażeniom uległy społeczności trzeciego świata. W tym czasie liczba ludności wzrośnie lawinowo. Nastąpi dalsze przeludnienie, prowadząca do katastrofy demograficznej. „Nadzieją” może być masowy głód i wymieranie, epidemie, jak obecna  „ebola" ,wojny i podobne kataklizmy. Tym plagom próbuje się zapobiegać, bo inaczej nie można. Można użyć broni ekonomicznej, jak to czynią Chińczycy. U nich to możliwe, bo mają państwo totalitarne, kontrolowane, co jest swoistą zaletą. A co ma uczynić Afryka, Ameryka Południowa?  Rewolucja agrarna jest ratunkiem bieżącym, pomaga zapobiegać głodowi, jak w Indiach, lecz pogłębia niebezpieczeństwo przeludnienia oraz katastrofy.

Z drugiej strony społeczeństwa białe, bogate, wymierają, co jest zmartwieniem władz i samych tych społeczeństw. Grozi im zalew masowej imigracji ludów „pierwotnych”. Błędne koło. Zmniejszyć eksploatację Kuli Ziemskiej? Nie da się. Należałoby sztucznie ograniczyć ludzkie potrzeby. Nie da się. Ekonomia na to nie pozwoli, kapitał na to nie pozwoli, pazerność człowieka na to nie pozwoli, podobnie nie pozwoli krótkowzroczność człowieka. Jedyny ratunek chyba w zmniejszeniu przyrostu naturalnego w skali globalnej. Jak to zrobić?

W naszym kraju znaleziono pewne rozwiązanie. Jest to ekonomiczne utrudnianie wielodzietności. Uczyniły to przemiany społeczne i polityczne w naszym kraju i innych krajach europejskich. To nie jest rozwiązanie dla globu. Autor widzi pewną możliwość dla krajów niezamożnych, jest to jednak utopia.  Tą możliwością jest bezpłatne, masowe, ustawowo wprowadzone  rozdawnictwo „tabletek antykoncepcyjnych” przy udziale powszechnej, masowej oświacie prokreacyjnej. Na przeszkodzie stoi moralność. Sprawą musieliby się zająć, teolodzy, moraliści, demografowie wszelkich wyznań. Bo to, co wyrabia obecnie ludzkość w stosunku do przyrody oraz przyszłych pokoleń jest „śmiertelnym” grzechem”, zasługującym na potępienie „piekielne”, za które odpowiedzialne są także instytucje religijne wszelkich wyznań. Swoją argumentację, uzasadniającą dopuszczalność takich rozwiązań uzasadnił autor  na stronie „Moje opinie”, w blogu „Poczęcie”. Rozwiązanie jest oczywiście utopijne, nie mające szans na realizacje, lecz nader racjonalne.

Inna możliwość to ograniczenie spożycia, a więc i eksploatacji przyrody i zasobów ziemskich. Ta eksploatacja musiałaby się mieścić w granicach odtwarzalności, to znaczy tyle spożywać, ile da się odtworzyć.. Przy czym nie naruszać praw naszych „mniejszych braci” do swobodnego rozwoju i egzystencji. Taka koncepcja już została sformułowana pod postacią  „zero wzrostu   w „Granice wzrostu” (raport Klubu Rzymskiego) w 1972 r. Ta koncepcja nie zdaje egzaminu. Jest nierealna i utopijna. Człowiekowi i całej ludzkości brak jest samodyscypliny i szacunku dla tego, co ma być nam „poddane”. Człowiek jest najbardziej drapieżnym zwierzęciem. Coś jednak z tą ludzkością trzeba zrobić, bo zadusi nasza Ziemię oraz sama dokona samozagłady. Tak się zapewne stanie, może  za 50 lar, może za sto. Autor się tym martwi.i w to wierzy. Przerażające.
UP72156     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz