S m o l e ń s z c z y z n a
Temat ten autor zawarł
już w innym blogu. Ten zawiera powtórzenie tamtej argumentacji. Ponieważ w międzyczasie
niewiele się zmieniło, a raczej doszły nowe okoliczności, autor
postanowił umieścić podobny Blog z uzupełnieniem o opinię, co do budowa pomnika
prezydenta.
Ponieważ stan
świadomości społecznej w tej materii jest utrwalony, należy nie ustawać w
wyrażaniu racjonalnych opinii, choć kolejna argumentacja niewiele zmieni. Należy
te opinie wyrażać i publikować choćby nie docierała i nia dotarła do wielu
czytelników. Należy to czynić autorowi i wszystkim tym, którzy są podobnego
zdania, choćby by zachować czyste sumienie. Milczenie jest swoistą aprobat,
uznaniem szkodliwej, kryminalnej wręcz sytuacji.
Autor liczy na uznanie czytelnika i
dzielenie jego poglądów. Środowiska polityczne, które podzielają zdanie autora,
milczą, by nie nasilać walk politycznych, duchowieństwo ma jakiś swój własny interes, by milczeć, czy wręcz
popierać ideę pomnika. Niech więc postronni obserwatorzy-amatorzy zabierają głos.
Nad polski życiem i polską polityką zaciążyła
katastrofa w Smoleńsku. I pewnie ciążyć
będzie przez wiele lat. Nastąpił dalszy podział moralny społeczeństwa i tak już
podzielonego. Społeczności zagraniczne, te, które interesują się Polską, jeśli się interesują,
musiały się zapewne dziwić okolicznościami tej wizyty prezydenckiej,
przyczynami jej podjęcia, a przede wszystkim okolicznościami samej katastrofy.
Katastrofy lotnicze tej miary zdarzają się nie często, świat o nich szybko
zapomina, chyba że maja tajemnicze przyczyna, jak te ostatnie nad Pacyfikiem,
czy w Alpach. Nasza katastrofa smoleńska jest wyjątkowa. Tak co do przyczyn,
przebiegu, skutków i dalszych konsekwencji. Od razu należy stwierdzić, że
dyskwalifikuje ona Polskę, a raczej polskość w oczach obserwatorów. Bo jej
przyczyny i skutki są niecodzienne i zaskakujące.
Dyskwalifikuje
na wielu płaszczyznach. Spójrzmy na nią oczami cudzoziemca. Bo oto władze
rosyjskie organizują uroczystość dla upamiętnienia mordu katyńskiego. Sam ten
fakt jest znamienny, bo przyznanie się do tej zbrodni przez Rosjan, wreszcie
przyznanie się po dziesiątkach lat, jest wielkim, polskim zwycięstwem politycznym, zresztą i
zwycięstwem politycznym Rosji, która zrzuciła swój bolesny garb. Obserwator
obcy nie musi znać niuansów życia politycznego w Polsce. Na uroczystość tę
premier Rosji zaprasza premiera Polski wraz z delegacją. Zgodnie ze zwyczajami i
protokółem dyplomatycznym. Ta
uroczystość była chyba bardziej potrzebna Rosji, niż Polsce. Nasi przywódcy już
nieraz wizytowali cmentarz katyński. Dyplomacja rosyjska pragnęła uczynić
przyjazny gest w naszą stronę. Inicjatywa godna pochwały.Tak należy to
rozumieć.
I oto dwa dni po
tej uroczystości do Katynia udaje się druga delegacja, prezydencka, wraz z licznymi przedstawicielami władz. To nic, że
ta wizyta była planowana wcześniej. Skoro Rosjanie zapragnęli współuczestniczyć
w mszy żałobnej i rocznicowej, ta jedna wizyta spełniała ich i nasze
powinności. Należało tej wizyty prezydenckiej zaniechać. Choćby z czystej kurtuazji
i szacunku dla cmentarza. Bo ta wizyta była nie dla uczczenia pomordowanych,
lecz była to wizyta polityczna, coś w rodzaju tańca politycznego na naszych
świętych grobach. W taki cel nie należy wątpić. Pokazały to dalsze
wypadki.
Katastrofa
kładzie się skazą na polski życiu politycznym i
społecznym i ta skaza potrwa zapewne wiele lat. Podzieliła polskie
społeczeństwo i tak już podzielone za
sprawą polityków. A wtórny taniec polityczny wokół tej katastrofy to
kompromitacja polskości w oczach obserwatora zagranicznego.
Jakakolwiek była
przyczyna tej katastrofy, każda z możliwych przyczyn jest przez nas zawiniona.
Spróbujmy poddać analizie i ocenie
wszystkie ewentualności, te rzeczywiste, wyłożone w dokumentach komisji
polskiej i rosyjskiej i te wyrażane przez oponentów. Wszystkie te przyczyny są
swoistą kompromitacją naszej polskiej tożsamości.
Pierwszy zarzut,
który może postawić obiektywny obserwator, to sam wyjazd prezydenta i tylu
przedstawicieli władz po raz wtóry, po dwóch dniach od wizyty rządowej, na
groby. Takie dwie wizyty konkurujących ze sobą ugrupowań muszą budzić co
najmniej zdziwienie. Nie świadczy to dobrze nie tylko o organizatorach wizyt,
ale i o mentalności Polaków.
W dodatku wyjazd
jednym samolotem tak licznej delegacji polityków na lotnisko, o którym jest
wiadomo, że nie spełnia warunków do przyjęcia wielkiego samolotu, musi budzić
zdziwienie.
Ponieważ
organizatorzy wyjazdu prezydenta i jego otoczenia oskarżani są o celowe,
zbrodnicze zaplanowanie katastrofy, by pozbyć się nielubianego prezydenta,
należy rozpatrzyć wszystkie możliwe warianty możliwego przygotowania zamachu i
poddać je ocenie.
1.
Wariant
pierwszy.
Katastrofę
zaplanowały i spowodowały obce służby specjalne.
Gdyby byli to islamscy terroryści,
natychmiast by się do tego przyznali. Byli to zatem rosyjskie służby specjalne
(w
współdziałaniu z polskimi udziałowcami) Tak orzekają polscy zwolennicy zamachu.
Należy zatem postawić pytanie: jak pracują polskie służby ochronne, że możliwe
stało się podłożenia bomby w samolocie, lub innego rodzaju sfingowania
katastrofy? Brak należytej ochrony wizyty i należytego zabezpieczenia lotu,
dyskwalifikuje naszą dojrzałość do nowoczesności, jako Polaków.
2.
Wariant drugi.
Katastrofa
została zaplanowania i spowodowana przez
polskie czynniki.
Oskarżenie
karkołomne. Zaplanowanie i spowodowanie tego rodzaju katastrofy wymaga współdziałania
grupy osób. Należy wątpić, czy taka grupa mogła się w Polsce ukonstytuować i
zadziałać. Gdyby tak było, już dawno uczestnicy zostaliby zdemaskowani, jeśli
nie przez dochodzenie prokuratorskie, to przez śledztwo dziennikarskie, jak to
się dzieje w wypadkach przestępstw małego kalibru. Wysuwanie oskarżenia o
sprawstwo polskie, dyskwalifikuje moralnie oskarżycieli w oczach tej części
społeczeństwa, które rozumuje racjonalnie i w oczach obserwatora zagranicznego.
Wiara w to oskarżenie dyskwalifikuje też moralnie tę część społeczeństwa, która
daje się zwieść głosicielom oskarżenia i musi budzić u obserwatora
zagranicznego co najmniej zdziwienie, jeśli nie wręcz wzgardę. Oskarżenie i
wiara w nie jest złą przysługą dobremu imieniu Polski. Stało się i to
zszarganie dobrego imienia pozostanie na wiele lat. Pozostaje z całą mocą
przeciwstawiać się taki insynuacjom.
3.
Katastrofa
została zaplanowana i przeprowadzona przez szaleńca.
Kto mógł się odważyć na
taki czyn? Musiał to być człowiek z otoczenia samego prezydenta, ktoś, kto miał
niekontrolowany, swobodny, bezpośredni, dostęp do samolotu. Jakie motywy
mogłyby takiemu przyświecać? Mógłby być to ktoś, kto sam marzył o zostanie
prezydentem. Prezydentura po dwie kadencje obu braci Kaczyńskich, co mogło się
zdarzyć i w co mógł wierzyć zamachowiec, a więc dwudziestoletnia, mogła mu
nasunąć pomysł usunięcie jednego z braci. Inaczej nie doczekał by na swoją
kolej. Nie musiał to być zamach na cały samolot, a na samego prezydenta. Bomba
mogła zostać umieszczona w pobliżu fotela prezydenta i wybuchnąć w momencie
samego lądowania, co uśmierciłoby prezydenta i kilka innych osób, lecz nie całą załogę. Bomba nie
mogła mieć charakteru „zegarowa” ,
bo odpaliłaby w powietrzu, wszak wyjazd uległ opóźnieniu pół godziny.
Jak
mogło wyglądać odpalenie takiego ładunku? Zamachowiec przebywał w Warszawie lub
poza lotniskiem. Otrzymał „cynk”, od zaufanej osoby z lotniska, że następuje
lądowanie. Nie wiedział przecież, że samolot zbłądził. Gdyby znajdował się na
lotnisku, widząc zbłądzenie samolotu, powstrzymałby „zapłon”, czekając na
kolejne podejście do lądowania. Informator nie
zorientował się w ostatniej chwili, co może nastąpić, dał wiadomość, a
zamachowiec nacisnął „spust” w momencie zaistniałej już katastrofy. A wybuch miał
nastąpić przecież na pasie lądowania. W rezultacie zginęła cała załoga
samolotu.
Teoria
mało prawdopodobna, lecz nie nierealna, autor niniejszego spotkał się z taka
wersją. Katastrofa w Alpach, spowodowana przez innego szaleńca, uprawdopodabnia
i tę możliwość. I taka wersja jest dyskwalifikująca nasza polskość.
Rozumni
politycy i obywatela nie powinni przedstawionych możliwości nie tylko podnosić,
lecz całkowicie wykluczyć i wyeliminować z jakichkolwiek
rozważań publicznych, a tym bardziej oskarżać o katastrofę kogokolwiek.
Wieloletnie nieprzystojne, wręcz kryminalne oskarżenia rzekomych cprawców są dyskwalifikujące
nasze morale polityczne, czy wręcz naszą polskość. Muszą budzić u obcych
zgorszenie, czego nie chcą wyrażać przez zwykłą grzeczność.
Przyczyna
katastrofy dla rozumnego obywatela są oczywiste, choć ta oczywistość także dyskwalifikuje
naszą polską tożsamość narodową. To mocne słowa, lecz należy je sobie
uzmysłowić i boleć nad nią.
Analiza
wszystkich okoliczności wyjazdu prezydenta i jego towarzyszy dowodzi, że
doszła ona w wyniku naszej, polskie
„niefrasobliwości”.
Począwszy od decyzji wyjazdu, poprzez przygotowanie, brak dyscypliny na
pokładzie, bo tak należy to nazwać, aż do ostatnich chwil, spotykamy się z ową
naszą, polską, niefrasobliwością. To jest chyba nasza cecha narodowa. Daliśmy
jej dowody w historii, polityce, życiu społecznym. Dowodów można przytoczyć
wiele, sięgając głęboko w historię. Koronnym przykładem tej naszej „niefrasobliwości”
jest chociażby decyzja wywołania Powstania Warszawskiego. Katastrofa smoleńska to
takie mini powstanie, co do skutków .
Dyskwalifikacją
naszej polskości jest także wszystko to, co dzieje się w polityce i życiu
społecznym, jako efekt post smoleński. Owe „miesięcznice”, spory wokół pomnika
prezydenta, sama decyzje budowy tego pomnika. W naszym narodowym interesie i w
imię oczyszczanie się z naszych wad, jest wygaszenie sporów wokół katastrofy.
Wygaszanie wybujałej pamięci o niej. Obcy obserwator musi się dziwić naszemu
masochizmowi. To tak, jakbyśmy się biczowali naszym nieszczęściem, demonstrowali
je wszem i wokół. Pomnik prezydenta utrwali na pokolenia nie tyle pamięć o
katastrofie, ile rozpad społeczeństwa na dwie połowy. Wszystkie społeczeństwa
są rozwarstwione, klasowe, lecz nie są to wrogie sobie rozwarstwienia. Nasze
rozwarstwienie jest sobie wrogie. Smutno jest stwierdzać, że słudzy kościoła
mają w tym spory udział. Nie potrafią,
czy nie chcą przemówić do skłóconych stron. Niektórzy
podsycają spory. To też jest elementem naszej polskiej natury, polskości.
Reasumując
te wywody, należy uznać, że budowa pomnika prezydenta to wielki błąd. Nie
powinien on stanąć gdziekolwiek, A
tym bardziej w Warszawie. Nie będzie on dowodem pamięci o prezydencie, lecz
elementem utrwalającym podziały. Autor sądzi, że sam prezydent Kaczyński by
sobie tego nie życzył. Ten pomnik nie jest Mu potrzebny. On jest potrzebny do
dalszej walki politycznej. A to wstyd. Jeszcze jeden akt, który dyskwalifikuje
naszą polskość. A na to ona nie zasługuje. Prezydent został już uhonorowany pochówkiem
na Wawelu. Swoją działalnością, jako prezydent, nie dokonał niczego, co
zasługiwało na pomnik. A pomnikami czci się zasłużonych i to wiele lat po czasie
ich działalności, kiedy ich zasługi są już historycznie potwierdzone Działalność Prezydent
Kaczyński nie została historycznie zweryfikowana. Stawianie pomnika dla
upamiętnienia jego śmierci w wypadku jest kuriozalne. Nigdzie w świecie taki
decyzja nie zapadła. Pomnik usatysfakcjonuje zwolenników prezydenta i rodziny
uczestników wizyty a Katyniu. Po wielu latach, kiedy wymrą zainteresowani pomnikiem,
będzie on stanowił dla przyszłych pokoleń niezrozumiały element krajobrazu
miejskiego, Będzie
świadectwem naszej skrzywionej polskości, naszych kolejnych swarów narodowych.
Pokolenia te nie będą miały o swoich dziadach opinii, jako o społeczności
zdrowej umysłowo, jeśli w ogóle będą się obecnymi czasami i sporami interesować.
Pozwólmy więc to im zadecydować, czy należy się prezydentowi Kaczyńskiemu pomnik, bo zginął w katastrofie zawinionej przez
niefrasobliwość samych Polaków.
UP72156
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz