Smoleńszczyzna

4 czerwca 2015 r.

                               S m o l e ń s z c z y z n a



Temat ten autor zawarł już w innym blogu. Ten zawiera  powtórzenie tamtej argumentacji. Ponieważ w międzyczasie niewiele się zmieniło, a raczej doszły nowe okoliczności, autor postanowił umieścić podobny Blog z uzupełnieniem o opinię, co do budowa pomnika prezydenta.

Ponieważ stan świadomości społecznej w tej materii jest utrwalony, należy nie ustawać w wyrażaniu racjonalnych opinii, choć kolejna argumentacja niewiele zmieni. Należy te opinie wyrażać i publikować choćby nie docierała i nia dotarła do wielu czytelników. Należy to czynić autorowi i wszystkim tym, którzy są podobnego zdania, choćby by zachować czyste sumienie. Milczenie jest swoistą aprobat, uznaniem szkodliwej,  kryminalnej wręcz sytuacji. Autor liczy na uznanie czytelnika  i dzielenie jego poglądów. Środowiska polityczne, które podzielają zdanie autora, milczą, by nie nasilać walk politycznych, duchowieństwo  ma jakiś swój własny interes, by milczeć, czy wręcz popierać ideę pomnika. Niech więc postronni obserwatorzy-amatorzy zabierają głos.



Nad  polski życiem i polską polityką zaciążyła katastrofa w Smoleńsku. I pewnie ciążyć będzie przez wiele lat. Nastąpił dalszy podział moralny społeczeństwa i tak już podzielonego. Społeczności zagraniczne, te, które  interesują się Polską, jeśli się interesują, musiały się zapewne dziwić okolicznościami tej wizyty prezydenckiej, przyczynami jej podjęcia, a przede wszystkim okolicznościami samej katastrofy. Katastrofy lotnicze tej miary zdarzają się nie często, świat o nich szybko zapomina, chyba że maja tajemnicze przyczyna, jak te ostatnie nad Pacyfikiem, czy      w Alpach. Nasza katastrofa smoleńska jest wyjątkowa. Tak co do przyczyn, przebiegu, skutków i dalszych konsekwencji. Od razu należy stwierdzić, że dyskwalifikuje ona Polskę, a raczej polskość w oczach obserwatorów. Bo jej przyczyny i skutki są niecodzienne  i zaskakujące.


Dyskwalifikuje na wielu płaszczyznach. Spójrzmy na nią oczami cudzoziemca. Bo oto władze rosyjskie organizują uroczystość dla upamiętnienia mordu katyńskiego. Sam ten fakt jest znamienny, bo przyznanie się do tej zbrodni przez Rosjan, wreszcie przyznanie się po dziesiątkach lat, jest wielkim, polskim  zwycięstwem politycznym, zresztą i zwycięstwem politycznym Rosji, która zrzuciła swój bolesny garb. Obserwator obcy nie musi znać niuansów życia politycznego w Polsce. Na uroczystość tę premier Rosji zaprasza premiera Polski wraz z delegacją. Zgodnie ze zwyczajami i protokółem dyplomatycznym.  Ta uroczystość była chyba bardziej potrzebna Rosji, niż Polsce. Nasi przywódcy już nieraz wizytowali cmentarz katyński. Dyplomacja rosyjska pragnęła uczynić przyjazny gest w naszą stronę. Inicjatywa godna pochwały.Tak należy to rozumieć.



I oto dwa dni po tej uroczystości do Katynia udaje się druga delegacja, prezydencka, wraz z  licznymi przedstawicielami władz. To nic, że ta wizyta była planowana wcześniej. Skoro Rosjanie zapragnęli współuczestniczyć w mszy żałobnej i rocznicowej, ta jedna wizyta spełniała ich i nasze powinności. Należało tej wizyty prezydenckiej  zaniechać. Choćby z czystej kurtuazji i szacunku dla cmentarza. Bo ta wizyta była nie dla uczczenia pomordowanych, lecz była to wizyta polityczna, coś w rodzaju tańca politycznego na naszych świętych grobach. W taki cel nie należy wątpić. Pokazały to dalsze wypadki. 



Katastrofa kładzie się skazą na polski życiu politycznym i  społecznym i ta skaza potrwa zapewne wiele lat. Podzieliła polskie społeczeństwo  i tak już podzielone za sprawą polityków. A wtórny taniec polityczny wokół tej katastrofy to kompromitacja polskości w oczach obserwatora zagranicznego.



Jakakolwiek była przyczyna tej katastrofy, każda z możliwych przyczyn jest przez nas zawiniona. Spróbujmy poddać  analizie        i ocenie wszystkie ewentualności, te rzeczywiste, wyłożone              w dokumentach komisji polskiej i rosyjskiej i te wyrażane przez oponentów. Wszystkie te przyczyny są swoistą kompromitacją naszej polskiej tożsamości.



Pierwszy zarzut, który może postawić obiektywny obserwator, to sam wyjazd prezydenta i tylu przedstawicieli władz po raz wtóry, po dwóch dniach od wizyty rządowej, na groby. Takie dwie wizyty konkurujących ze sobą ugrupowań muszą budzić co najmniej zdziwienie. Nie świadczy to dobrze nie tylko o organizatorach wizyt, ale i o mentalności Polaków.

W dodatku wyjazd jednym samolotem tak licznej delegacji polityków na lotnisko, o którym jest wiadomo, że nie spełnia warunków do przyjęcia wielkiego samolotu, musi budzić zdziwienie.



Ponieważ organizatorzy wyjazdu prezydenta i jego otoczenia oskarżani są o celowe, zbrodnicze zaplanowanie katastrofy, by pozbyć się nielubianego prezydenta, należy rozpatrzyć wszystkie możliwe warianty możliwego przygotowania zamachu i poddać je ocenie.



1.   Wariant pierwszy.

Katastrofę zaplanowały i spowodowały obce służby  specjalne. 
Gdyby byli to islamscy terroryści, natychmiast by się do tego przyznali. Byli to zatem rosyjskie służby specjalne

(w współdziałaniu z polskimi udziałowcami) Tak orzekają polscy zwolennicy zamachu. Należy zatem postawić pytanie: jak pracują polskie służby ochronne, że możliwe stało się podłożenia bomby w samolocie, lub innego rodzaju sfingowania katastrofy? Brak należytej ochrony wizyty            i należytego zabezpieczenia lotu, dyskwalifikuje naszą dojrzałość do nowoczesności, jako Polaków.



2.   Wariant drugi.

Katastrofa została zaplanowania i spowodowana  przez polskie czynniki.

Oskarżenie karkołomne. Zaplanowanie i spowodowanie tego rodzaju katastrofy wymaga współdziałania grupy osób. Należy wątpić, czy taka grupa mogła się w Polsce ukonstytuować i zadziałać. Gdyby tak było, już dawno uczestnicy zostaliby zdemaskowani, jeśli nie przez dochodzenie prokuratorskie, to przez śledztwo dziennikarskie, jak to się dzieje w wypadkach przestępstw małego kalibru. Wysuwanie oskarżenia o sprawstwo polskie, dyskwalifikuje moralnie oskarżycieli w oczach tej części społeczeństwa, które rozumuje racjonalnie i w oczach obserwatora zagranicznego. Wiara w to oskarżenie dyskwalifikuje też moralnie tę część społeczeństwa, która daje się zwieść głosicielom oskarżenia i musi budzić u obserwatora zagranicznego co najmniej zdziwienie, jeśli nie wręcz wzgardę. Oskarżenie i wiara w nie jest złą przysługą dobremu imieniu Polski. Stało się i to zszarganie dobrego imienia pozostanie na wiele lat. Pozostaje z całą mocą przeciwstawiać się taki insynuacjom.



3.   Katastrofa została zaplanowana i przeprowadzona przez szaleńca. 
    Kto mógł się odważyć na taki czyn? Musiał to być człowiek z otoczenia samego prezydenta, ktoś, kto miał niekontrolowany, swobodny, bezpośredni, dostęp do samolotu. Jakie motywy mogłyby takiemu przyświecać? Mógłby być to ktoś, kto sam marzył o zostanie prezydentem. Prezydentura po dwie kadencje obu braci Kaczyńskich, co mogło się zdarzyć i w co mógł wierzyć zamachowiec, a więc dwudziestoletnia, mogła mu nasunąć pomysł usunięcie jednego z braci. Inaczej nie doczekał by na swoją kolej. Nie musiał to być zamach na cały samolot, a na samego prezydenta. Bomba mogła zostać umieszczona w pobliżu fotela prezydenta i wybuchnąć w momencie samego lądowania, co uśmierciłoby prezydenta i kilka  innych osób, lecz nie całą załogę. Bomba nie mogła mieć charakteru „zegarowa” , bo odpaliłaby w powietrzu, wszak wyjazd uległ opóźnieniu pół godziny.



Jak mogło wyglądać odpalenie takiego ładunku? Zamachowiec przebywał w Warszawie lub poza lotniskiem. Otrzymał „cynk”, od zaufanej osoby z lotniska, że następuje lądowanie. Nie wiedział przecież, że samolot zbłądził. Gdyby znajdował się na lotnisku, widząc zbłądzenie samolotu, powstrzymałby „zapłon”, czekając na kolejne podejście do lądowania. Informator nie  zorientował się w ostatniej chwili, co może nastąpić, dał wiadomość, a zamachowiec nacisnął „spust” w momencie zaistniałej już katastrofy. A wybuch miał nastąpić przecież na pasie lądowania. W rezultacie zginęła cała załoga samolotu.



Teoria mało prawdopodobna, lecz nie nierealna, autor niniejszego spotkał się z taka wersją. Katastrofa w Alpach, spowodowana przez innego szaleńca, uprawdopodabnia i tę możliwość. I taka wersja jest dyskwalifikująca nasza polskość.



Rozumni politycy i obywatela nie powinni przedstawionych możliwości nie tylko podnosić, lecz całkowicie wykluczyć        i wyeliminować z jakichkolwiek rozważań publicznych, a tym bardziej oskarżać o katastrofę kogokolwiek. Wieloletnie nieprzystojne, wręcz kryminalne oskarżenia rzekomych cprawców są dyskwalifikujące nasze morale polityczne, czy wręcz naszą polskość. Muszą budzić u obcych zgorszenie, czego nie chcą wyrażać przez zwykłą grzeczność.



Przyczyna katastrofy dla rozumnego obywatela są oczywiste, choć ta oczywistość także dyskwalifikuje naszą polską tożsamość narodową. To mocne słowa, lecz należy je sobie uzmysłowić i boleć nad nią.


Analiza wszystkich okoliczności wyjazdu prezydenta i jego towarzyszy dowodzi, że doszła  ona w wyniku naszej, polskie

„niefrasobliwości”. Począwszy od decyzji wyjazdu, poprzez przygotowanie, brak dyscypliny na pokładzie, bo tak należy to nazwać, aż do ostatnich chwil, spotykamy się z ową naszą, polską, niefrasobliwością. To jest chyba nasza cecha narodowa. Daliśmy jej dowody w historii, polityce, życiu społecznym. Dowodów można przytoczyć wiele, sięgając głęboko w historię. Koronnym przykładem tej naszej „niefrasobliwości” jest chociażby decyzja wywołania Powstania Warszawskiego. Katastrofa smoleńska to takie mini powstanie, co do skutków .



Dyskwalifikacją naszej polskości jest także wszystko to, co dzieje się w polityce i życiu społecznym, jako efekt post smoleński. Owe „miesięcznice”, spory wokół pomnika prezydenta, sama decyzje budowy tego pomnika. W naszym narodowym interesie i w imię oczyszczanie się z naszych wad, jest wygaszenie sporów wokół katastrofy. Wygaszanie wybujałej pamięci o niej. Obcy obserwator musi się dziwić naszemu masochizmowi. To tak, jakbyśmy się biczowali naszym nieszczęściem, demonstrowali je wszem i wokół. Pomnik prezydenta utrwali na pokolenia nie tyle pamięć o katastrofie, ile rozpad społeczeństwa na dwie połowy. Wszystkie społeczeństwa są rozwarstwione, klasowe, lecz nie są to wrogie sobie rozwarstwienia. Nasze rozwarstwienie jest sobie wrogie. Smutno jest stwierdzać, że słudzy kościoła mają w tym spory udział. Nie potrafią,  czy nie chcą przemówić do skłóconych stron. Niektórzy podsycają spory. To też jest elementem naszej polskiej natury, polskości.

Reasumując te wywody, należy uznać, że budowa pomnika prezydenta to wielki błąd. Nie powinien on stanąć gdziekolwiek, A tym bardziej w Warszawie. Nie będzie on dowodem pamięci o prezydencie, lecz elementem utrwalającym podziały. Autor sądzi, że sam prezydent Kaczyński by sobie tego nie życzył. Ten pomnik nie jest Mu potrzebny. On jest potrzebny do dalszej walki politycznej. A to wstyd. Jeszcze jeden akt, który dyskwalifikuje naszą polskość. A na to ona nie zasługuje. Prezydent został już uhonorowany pochówkiem na Wawelu. Swoją działalnością, jako prezydent, nie dokonał niczego, co zasługiwało na pomnik. A pomnikami czci się zasłużonych i to wiele lat po czasie ich działalności, kiedy ich zasługi są  już historycznie potwierdzone Działalność Prezydent Kaczyński nie została historycznie zweryfikowana. Stawianie pomnika dla upamiętnienia jego śmierci w wypadku jest kuriozalne. Nigdzie w świecie taki decyzja nie zapadła. Pomnik usatysfakcjonuje zwolenników prezydenta i rodziny uczestników wizyty a Katyniu. Po wielu latach, kiedy wymrą zainteresowani pomnikiem, będzie on stanowił dla przyszłych pokoleń niezrozumiały element krajobrazu miejskiego, Będzie świadectwem naszej skrzywionej polskości, naszych kolejnych swarów narodowych. Pokolenia te nie będą miały o swoich dziadach opinii, jako o społeczności zdrowej umysłowo, jeśli w ogóle będą się obecnymi czasami i sporami interesować. Pozwólmy więc to im zadecydować, czy należy się prezydentowi Kaczyńskiemu  pomnik, bo zginął w katastrofie zawinionej przez niefrasobliwość samych Polaków.

UP72156






















 



                    


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz