Jedynie słuszna
linia
Wypowiedź tę
napisano jako wynik obserwacji obecnych zmagań politycznych, lektur dotyczących
zmagań i walk politycznych podczas II Wojny Światowej w kraju i na emigracji i w tak zwanym
"minionym okresie", lektur historycznych oraz zainteresowań
zagadnieniami społecznymi. Nie są to
poglądy odkrywcze, jest to więcej próba uporządkowania i ujęcia w uproszczeniu
własnych zapatrywań, które - być może - zainteresują czytelnika o podobnych
zainteresowaniach. W tekście jest nieco amatorskiego filozofowania.
W 1948 roku podczas
kongresu zjednoczeniowego PPR i PPS ówczesny sekretarz PPR Bolesław Bierut
wypowiedział takie zdanie: "jedynie
słuszną linia jest linia naszej partii". Autor, słysząc tę zapowiedź, utrwalił
ją w pamięci. Nie można odmówić słuszności takiemu pojęciu. Każdy, kto wierzy w
swoją ideę, nie może zaprzeczyć słuszności takiej prawdzie. Pojęcie to można
skrócić do prostszego pojęcia "jedynie słuszna linia" bez dodatku
"partii" i wtedy przybiera ono bardziej uniwersalnego wydźwięku. Może
służyć do wyrażania wszelkich osobistych, czy zbiorowych
"prawd". W powiedzeniu tym,
wyrażonym na tym zjeździe, nie byłoby nic nadzwyczajnego, gdyby po latach, na
wielkim wiecu przed Pałacem Kultury w
Warszawie w pamiętnym oku 1956, ówczesny
sekretarz PZPR-u, Władysław Gomółka, nie wypowiedział dokładnie tej samej
"maksymy", "jedynie
słuszną linią jest linia naszej partii". I też nie było w tym nic
nadzwyczajnego, gdyby podobnych słów nie wypowiedział towarzysz Gierek przy
kolejnej okazji, a po kilku latach dokładnie te same słowa podły z ust
gen. Jaruzelskiego. Jest w tym coś zagadkowego , że takie
stwierdzenia padają z ust wysokich dygnitarzy, tym razem akurat partyjnych.
Obserwacja
zachowania się przedstawicieli innych
opcji politycznych, ugrupowań społecznych, grup wyznaniowych, gremiów
naukowych, czy nawet osób reprezentujących tylko samych siebie, wykazuje, że ta
przysłowiowa "jedynie słuszna linia" to jakaś uniwersalna cecha
ludzka. Praktyka polityczna ostatnich 25 lat naszej "wolności"
dobitnie pokazuje, jak wiele nowych "jedynie słusznych linii"
pojawiło się na rynku politycznym. Każdy nosiciel takiej linii nie jest w
stanie na jotę odstąpić od swojej
"linii", chociażby rzeczywistość, lub oponenci wykazali dobitnie
błędność tej "linii" lub
pojawiły się ewidentne dowody błędności tej "linii".
W dzisiejszej
rzeczywistości można znaleźć mnóstwo przykładów upierania się polityków i
niepolitków przy wygenerowanej dla utylitarnych celów "słusznej linii". Najbardziej
spektakularna to zapewne "słuszna
linia" smoleńska. Ponieważ brak całkowicie pewnych dowodów zamachu, liczni
nosiciele "jedynie słusznej linii", śladem polskich polszewików, nauczeni czasową skutecznością lansowania
tamtych "linii", upierają się przy swoich tezach, przedkładając na
poparcie swojej wiary, liczne, coraz bardziej karkołomne dowody, lub tylko
lasując nie poparty niczym pogląd, nie pomni, że katastrofa była li tylko
efektem naszej, wielowymiarowej, polskiej niefrasobliwości, podobne do tej,
którą spotykamy codziennie w naszym życiu
rodzinnym, społecznym i każdym innym. Nie bijemy się w piersi, nie
chylimy czoła, nie przyrzekamy poprawy, nie wyznajemy naszych grzechów, tylko
brniemy w wierze w "jedynie słuszną linię".
Inna rzecz, że
jeżeli istotnie zamach miał miejsce, to
sprawcą, ja głosi fama, był ktoś, kto marzył o prezydenturze, a zapowiadające się cztery kadencje braci
Kaczyńskich odsuwały tę ewentualność na zawsze. Tym kimś mógł być
ktoś z otoczenia św. pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jedynie u takiego
można dopatrzyć się racjonalnej motywacji. U nikogo innego, ani w jakichkolwiek
strukturach politycznych, polskich, czy
obcych, takiej motywacji nie było. Zaciekłość w lansowaniu tezy o zamachu
przez ruskich i Tuska jest w tym względzie nader przejrzysta, ma odsuwać
podejrzenie od sprawcy. Taki pogląd znaleźć można w niektórych środowiskach.
Najdobitniejszym przykładem, czy
reprezentantem, hołdującym tej niemądrej, nieracjonalnej zasadzie "jedynie
słusznej linii" są niewątpliwie religie, w tym mahometanizm i
chrześcijaństwo. Szkody, jakie przynosi upieranie się przy "jedynie
słusznej linii", są nader widoczne, szczególnie w wydaniu kainowej natury ludzkiej. XX wiek jest chyba
tu rekordzistą. Historia chrześcijaństwa
dostarcza podobnych przykładów.
Chrześcijaństwo i mahometanizm, jak też i judaizm, potraktowały święte
księgi w sposób dosłowny, a więc jako "jedynie słuszną linię", a nie
jako swoiste metafory. Jedynie chyba św. Paweł miał odwagę uznać słowo boże nie
dosłownie, czego dowodem jest jego opinia o "paruzji Chrystusa".
Sprawcą wyznawców "jedynie słusznej linii" były inkwizycje, schizmy,
walki religijne, których jesteśmy i dzisiaj świadkami. Na żart zakrawa schizma
wschodnia, której jedną z przyczyn jest
jeden wyraz "que". Słowo "filioque'' stało się przyczyną,
między innymi, wielowiekowego rozdziału
obu odłamów chrześcijaństwa (słowa w wyznaniu wiary: "wierzę w Ducha Świętego, który od Ojca
i (que) Syna pochodzi"). A może wystarczyłoby opuścić ową formułę "który od Ojca i
Syna pochodzi", pozostawić tylko formułę
"wierzę w Ducha Świętego" bez dalszego ciągu, w obu wyznaniach
wiary, a jedna z przyczyn schizmy zostałaby usunięta. Stwórca z powodu takiego
sformułowania na pewne się przecież nie obrazi
Inna Rzecz, że chyba
bardziej właściwą przyczyna schizmy wschodniej była walka o prymat obu
patriarchów : Konstantynopola i Rzymu. Szkody, jakie przyniosło chrześcijaństwu
upieranie się przy "słusznej linii" i nie uwzględnianie Mojżeszowej
tezy o człowieku stworzonym przez
Stwórcę na "obraz i
podobieństwo Boga", a więc obdarzonego intelektem, za pomocą którego ma
czynić "ziemie sobie poddaną", co rozumieć należy także jako poznawanie siebie samego, i czynienie
" siebie sobie poddanym" bo
inaczej nie zdoła panować nad samym sobą, są nie do oceny.
Innym przykładem
upierania się przy jedynej słusznej linii w chrześcijaństwie jest odstąpienie
od dialogu papiestwa z Marcinem Lutrem.
Dyskusja nad jego tezami i
przyjęcie chociażby niektórych, np. liturgii w językach narodowych, zapewne
zapobiegłaby może głębokiemu rozłamowi. Ten jego postulat został przyjęty
dopiero po pięciuset latach przez sobór watykański II. Dobrym przykładem
odejścia od sztywności doktrynalnej jest też zgoda na żenność księży unickich i
zachowanie liturgii w języku staroruskim po realizacji Unii Brzeskiej. A więc
można odejść od "linii" bez szkody. Polska hierarchia katolicka, a
wraz z nią i politycy szlacheccy, nie zdobyły się jednak na krok dalej i nie
dopuściły biskupów unickich do Senatu, co przeszkodziło do powstania pełnej
unii i przeszkodziło zintegrowaniu się społeczności ruskiej z resztą
społeczeństwa.
Można postawić
pytanie, co sprawia upieranie się nosicieli " jedynie słusznej linii"
przy swojej zasadzie? Musi tkwić w
psychice człowieka jakaś cecha, która nie pozwala korygować skamieniałej postawy, negocjować,
czy prowadzić dialogu z oponentem, uznając i jego rację, czy nawet prowadzić
dialogu wewnętrznego i autorefleksji.
Bywają w historii przypadki ludzi, którzy potrafili odstąpić od swoich
utrwalonych poglądów, czy postępowań. Mówi się wtedy , że doszło u takiego do
konwersji. Proces zachodzi czasem w sposób nagły, w wyniku iluminacji, po polsku: olśnienia. Taki
proces miał miejsce u św. Pawła.
Przykładem może być też św. Augustyn, początkowo wyznawca
manicheizmu, o nieuporządkowanym życiu,
który stał się potem Ojcem kościoła i świętym. Przykładem może być zmiana wiary
lub nawrócenie na wiarę. Mówi się wtedy na takiego konwertyta.
Są to jednak
wyjątki. Normą jest uporczywe gloryfikowanie
"jedynie słusznej linii". Szkody, jakie z tego tytułu powstają
są widoczne i ogromne. Przykładem jest marksizm i bolszewizm, przyczyna wielu
nieszczęść ludzkich, czy mahometanizm nie uznający cudzych racji. Ich niwelacji
podejmują się inni wyznawcy "jedynie słusznej linii", doprowadzając do nowych szkód. W naszym
wypadku takim niwelatorem na polu gospodarczym okazał się prof. Balcerowicz.
Wolta ekonomiczna, jaka dokonała się za jego sprawą, poczyniła polskiej
gospodarce i społeczeństwu nieodwracalne szkody. Mimo owej "bolszewickiej
jedynej słusznej linii" w Polsce dokonał się jednak przełom gospodarczy,
aczkolwiek błędność owej linii, z przyczyn także niezależnych od tej linii,
zaowocowała kryzysem i w konsekwencji upadkiem bolszewickiego ustroju w wielu
krajach. Mniej doktrynalne podejście
mogło, biorąc za podstawę istniejący potencjał przemysłowy, przyspieszyć postęp
o wiele szybciej i racjonalniej baz likwidacji wielu gałęzi przemysłu. Sam
papież Jan Paweł II przedłożył rozwiązanie w encyklice "Laborem
excersens" Zaważyła znowu "jedynie słuszna linia" tym razem
Balcerowicza, monetaryzm.
Jaki tkwi zatem w ludzkiej naturze błąd, nie pozwalający na elastyczność
myślenia i korygowania swojej postawy, uznanie cudzych racji, czy dowodów,
zmianę postawy, czy postępowania? W
gąszczu złożoności ludzkiej natury trudno znaleźć jednoznaczną cechę, która
określałaby funkcjonowania takiej trywialnej, aczkolwiek często niszczącej
ludzkiej właściwości, którą autor określa jako "jedynie słuszna
linia". Istnieje niewątpliwie, pośród innych przypadłości ludzkiej natury,
taka, która wyzwala tę stron ludzkiej duszy. Autor określa tę przypadłość jako
"potrzebę dominacji". Obserwując ludzkie postępowanie dość łatwo
odnaleźć można tę cechę, czy właściwość ludzkiej natury. Potrzeba dominacji
określa niewątpliwie ludzkie postępowanie na wielu płaszczyznach.
Potrzeba dominacji
jest motorem walk politycznych, walki o władzę, potrzeby bogacenia się, walki o przywództwo, lecz
także potrzeby sukcesu naukowego, sportowego,
towarzyskiego, czy każdego innego. A więc ta potrzeba struje ludzkim
postępowanie w aspekcie pozytywny i negatywnym. Jest zapewne dominującą cechą
natury ludzkiej, wpisaną w psychikę każdego człowieka. Walka o dominację toczy
się niewątpliwie także w łonie rodziny. Można orzec, że motorem tej walki jest
wiara w ową" jedynie słuszną linię", moją linię. Dowody znaleźć
można w każdym aspekcie ludzkiej
działalności.
Najbardziej
spektakularnym przykładem jest działalność gospodarcza. Bogacący się
przedsiębiorca nie poprzestaje na posiadanym bogactwie. Dąży do pomnażania
swojego pola władzy ekonomicznej, nawet gdy jego bogactwo nie ma granic.
Przykładem jest Bill Gates, Soros, Warren Buffet, u nas Kulczyk, Czarnecki i
inni, jak i też oligarchowie za wschodnią granicą, czy szejkowie naftowi.
Pomnażanie bogactwa nie jest już potrzebą egzystencjalną, czy gospodarczą, a
potrzebą ambicjonalną , czy wręcz
irracjonalna. Takie działanie jest niewątpliwie także korzystne z punktu
widzenia ekonomii. Posuwa postęp techniczny, przysparza miejsc pracy,
przysparza nowych produktów i w takim
wydaniu jest pożyteczne, ale pod warunkiem, że posiadacz kapitału obraca nim na
polu gospodarczym, a nie przeznacza go dla celów niemoralnych.
Potrzeba dominacji,
jako element "jedynie słusznej linii" wyznacza postępowanie przede wszystkim w działalności politycznej.
Przykładem jest tu nazizm i stalinizm i wszystkie inne totalitaryzmy, czego nie ma potrzeby udowadniać. Tutaj
"jedynie słuszna linia" służyła do eliminacji przeciwnika, wcielania
w praktyce gospodarczej i społecznej zgubnych koncepcji, których nosiciel
takiej "linii" nie był w stanie lub nie chciał skorygować, bo
utraciłby swoją pozycję dominującą. Dopiero klęska koncepcji, lub śmierć
"nosiciela", czy wreszcie eliminacja drogą przewrotu, pozwalała
odstąpić od "linii". Nowy dominant wprowadza kolejną "słuszna
linię" i proces zaczyna się od początku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz